Hubertusów czas nadszedł kres

W tym roku gościliśmy na kilku hubertusach…w ostatnią sobotę 24. 11 w Dzbeninie k/Ostrołęki w Stajni Mustang (u miłych gospodarzy Grażyny i Mirka Orłowskich i innych sympatyków 5 Pułku Ułanów Zasławskich) nadszedł koniec pogoni za lisem,

W trakcie wszystkich odbytych gonitw- ten kto miał szczęście i umiejętności, ten złapał lisa i mógł nosić zaszczytne miano posiadacza lisiej kity, być bohaterem dnia,… kto nie miał, ten ma nadzieję za rok…i rok na trenowanie umiejętności utrzymywania równowagi w siodle.

We wspomnianą sobotę pogoda nas nie zaskoczyła… zapowiadany opad mgły jesiennej okazał się być jak najbardziej opadem… dosłownie. Od rana panowała chłodna i mglista atmosfera jesieni, ale nie w naszych sercach!

Wyjechaliśmy ok. 8 rano – nie takim bladym świtem – konie oczywiście zrozumiały, co je czeka, dostrzegając nasz samochód transportowy, dosyć niechętnie (aczkolwiek bez oporów) pozwoliły sobie założyć ochraniacze, a następnie dały się zapakować na pakę samochodu. W sumie na gonitwę wybrało się 4 jeźdźców: Dariusz Kozakiewicz- Kaprys, Mariusz Krasowski – Ares, Błażej Jaworski- Barda i Paweł Andrejuk- Czardam i kilkoro luzaków. Tym razem amazonki szwadronowe pozwoliły sobie na lekkie lenistwo… Kobieta jest jednak delikatniejszej odporności fizycznej, do końca niezdecydowana… Z powodu zapowiedzi zimnej i wilgotnej aury, widząc ostatecznie stan pogody i sprawdzone przewidywania postanowiły nie brać udziału w gonitwie, choć ich konie pewnie żałowały…

Ruszyliśmy, po drodze spotkaliśmy kolegę Zdzisława Pruszyńskiego w drodze do pracy…biedak- to że musiał pracować w sobotę, ale przede wszystkim to, że nie mógł wziąć udziału w hubertusie w Dzbeninie! Przemiła atmosfera w Stajni Mustang sprawia, że po jednej nawet wizycie, chce się do nich wracać!

Na miejscu mieliśmy sporo czasu na przygotowanie koni, ale też na rozprostowanie kości po podróży, pokrzepienie pyszną kawą i ciastem.

W końcu gonitwa… zebrało się aż 36 koni! Było na co popatrzeć i co podziwiać. Lisem był „Lopez”.z 11 Pułku Ułanów Legionowych z Wołomina, ale chytrzejszym od lisa okazał się być Piotr Piasek na koniu Kasztelan. Dosyć szybko udało się mu pozbawić Lopeza lisiej kity, potem runda honorowa, dekoracje, dyplomy marchewki. Wreszcie poczęstunek u gospodarzy imprezy – Grażynki i Mirka Orłowskich (a szczęśliwe konie kąpały się w piachu i błocie). Poczęstunek okazał się być istnym przyjęciem z muzyką „na żywo” i nie mam na myśli tylko ułańskich piosenek, które przypominały gościom o tradycji ułańskiego Hubertusa, ale zespół – z krwi i kości-  przygrywający gościom i porywający do tańca! Ach, co to była za impreza, nie było chyba nikogo, kto choć raz nie był na parkiecie! Zresztą po bogatej uczcie odrobina ruchu każdemu wyszła na zdrowie; a ostatni goście wyszli nad ranem.

{gallery}galeria/huberusostr2012{/gallery}